Na początku była piekielna historia z Pocztą Polską w roli głównej, dzięki której ponad rok temu poznałem takie słowo jak ‚postcrossing’. Coś w tej historii było takiego, że pojawiło się ‚pstryk’ w głowie i myśl, że to może być coś całkiem interesującego.
Zacząłem się wczytywać w zasady działania wymian na ogólnoświatowym serwisie postcrossingowym, które okazały się całkiem proste. Zakładamy konto w serwisie i pobieramy adres losowej osoby z dowolnego, również losowego, kraju świata. Oprócz adresu dostajemy również ID kartki, które obowiązkowo musimy napisać na pocztówce. Następnie wchodzimy w profil wylosowanej osoby by przeczytać parę słów o niej i jej preferencjach pocztówkowych, przeglądamy galerię ulubionych kartek tej osoby i wyposażeni w tę wiedzę sięgamy do pudełka z czystymi pocztówkami (lub lecimy do sklepu, jeśli jeszcze nie dorobiliśmy się pękającego w szwach pudełka) i wybieramy tę jedyną, która wg nas spodoba się adresatowi. Dalej już jest prosto – piszemy, co nam siedzi w głowie, naklejamy znaczki, adresujemy, wrzucamy do skrzynki pocztowej i… uzbrajamy się w cierpliwość, której zwłaszcza na początku przygody postcrosserom brakuje. Nasza kartka musi dotrzeć. Jeśli mieliśmy szczęście wylosować jakiś kraj europejski (Rosja się nie liczy :P), to jest to kwestia kilku dni. Gdy jednak trafiliśmy na Tajwan, Chiny lub Rosję, to sobie trochę poczekamy, czasem nawet z miesiąc, jak nie dłużej. Jednak w końcu pewnego dnia w swojej skrzynce, tym razem elektronicznej, ujrzymy maila o jakże lubianym przez postcrosserów tytule: „Hurray! Your postcard PL-234981 to Finland arrived!” (tak, to jest właśnie moja pierwsza, zarejestrowana przez kogoś pocztówka – 26 dni zajęło jej dotarcie do Finlandii). Ten mail, to nie tylko znak, że wysłana przez nas kartka dotarła do miejsca przeznaczenia. To jest również sygnał, że tym razem nasz adres wpadł do puli i pewnie w tej chwili ktoś wybiera dla nas kartkę, wypisuje ją, a wszystko po to, żebyśmy za kilka dni (lub kolejny miesiąc :D ) mieli niespodziankę w skrzynce. Na szczęście dla niecierpliwych postcrosserów możemy jednocześnie mieć więcej niż jedną pocztówkę „w trasie” i co się z tym wiąże oczywiście, to więcej niż jedna pocztówka może być do nas w drodze. Początkowy limit to 5 i w miarę wzrastania liczby potwierdzonych odebrań naszych kartek limit ten również powoli wzrasta.
Dziś sam jestem dziadkiem… A przepraszam, to nie ta reklama ;). Dziś po ponad rocznym udziale w postcrossingu wypadałoby się w końcu zacząć chwalić tym, co pojawiło się przez ten czas w mojej kolekcji. W tej chwili są w niej 144 pocztówki z ponad 20 krajów świata, niektórych bardzo egzotycznych zdobyte zarówno oficjalną, opisaną wyżej drogą, jak też i w wielu różnych prywatnych wymianach organizowanych via mail, fora postcrosserskie, w loteriach, tagach, itd.
Let the show begin!